Jeśli po wyjściu z kabiny skóra jest dziwnie ściągnięta, czasem wręcz szorstka, podejrzewamy mocne detergenty albo nieskuteczny balsam. Możliwe, że to wcale nie kosmetyki wysuszają skórę.
Zrób mały test: spójrz na kran w łazience. Jeśli zauważysz biały nalot przypominający szkolną kredę, to masz do czynienia z twardą wodą, bogatą w wapń i magnez. Te minerały, choć niezbędne w diecie, są problematyczne w kontakcie ze skórą i włosami. Filtr prysznicowy to brakujący element.
Mikroskopijne cząstki powstałe z połączenia mydła z jonami wapnia i magnezu mogą tworzyć trudne do usunięcia osady, zostają na włosach i naskórku, blokują pory i łuski włosa. Gdy jony Ca²⁺ i Mg²⁺ osadzają na włosach, usztywniają je i matowieją. Część farb do włosów szybciej blednie, bo nadmiar jonów utrudnia wnikanie pigmentu. Najbardziej jednak cierpi skóra podatna na przesuszenia, jak przy atopowym zapaleniu skóry (AZS). Silna bariera lipidowa jest niezbędna, a twarda woda bezlitośnie ją narusza.
Tak właśnie działa twarda woda: blokuje oddychanie skóry, wysusza włosy i prowadzi do szorstkiej skóry po każdym prysznicu.
Czym jest filtr prysznicowy i czemu miałby coś zmienić? Filtr prysznicowy redukuje twardość wody oraz chlor. Skuteczność w usuwaniu metali ciężkich zależy od technologii filtra (np. certyfikaty NSF/ANSI). Różnica jest wyczuwalna przy dotknięciu skóry już podczas spłukiwania mydła – inaczej się pieni i łatwiej spłukuje. Zgodnie z zaleceniami producenta, filtr należy wymieniać co 3 miesiące przy średnim użytkowaniu.
Dodatkowo zmniejszamy napięcie powierzchniowe. Używamy mniej szamponu i mydła, bo piana wytwarza się szybciej i skuteczniej rozprowadza. Montaż? Filtr ma uniwersalny gwint i zamontujemy go w kilka minut. Dla osób wynajmujących mieszkanie to istotna kwestia, bo nie trzeba ingerować w instalację na stałe.
Miękka woda sprzyja więc koncepcji „domowego spa”. Ciało jest lepiej nawilżone, a włosy przyjemniej układają.
Poza korzyściami dla skóry i włosów, miękka woda ułatwia utrzymanie łazienki w czystości. Jeśli woda jest mocno nasycona wapniem, na drzwiach kabiny prysznicowej zostaje osad. Tak samo w rogach płytek i bateriach. Tworzy białe, szarawe plamy – nieestetyczne i trudne do usunięcia.
Filtr prysznicowy znacząco obniża twardość wody oraz ilość wapnia do minimum. Wystarczy przetarcie mokrą ściereczką z lekkim, zamiast szorowania toksycznym mleczkiem. Armatura też zyskuje: krople wody nie zostawiają chropowatego nalotu, a resztki mydła łatwiej spłukują. Również sama słuchawka prysznicowa nie zapycha się tak kamieniem.
W sensie ekonomicznym to też plus: rzadziej kupujemy silne detergenty, bo kamień przestaje być wrogiem numer jeden. Mówimy więc o oszczędnościach, a do tego ograniczamy środki kwasowe trafiające do ścieków.
Jeśli mniej kamienia osiada w rurach i na spirali grzewczej, rachunki spadają. Na dłuższą metę to zauważalne w budżecie domowym. Poza tym wydłużamy żywotność sprzętu, więc rzadziej płacimy za serwis i wymianę części.
Koszt wkładu do filtra (średnio ok. 45 zł co 4-6 miesięcy). To tańsze niż awaria podgrzewacza. Dodatkowo, mniejsza ilość używanych środków okamieniających oznacza niższy ślad ekologiczny. Nie musimy od razu inwestować w stację zmiękczania całego domu (co jest drogie i wymaga miejsca). Filtr prysznicowy to łagodniejsza, wygodna wersja startowa – można przetestować, czy efekt w łazience będzie widoczny. Najprawdopodobniej zostaniemy z nim na stałe. Takie mobilne rozwiązanie jest bardzo wygodne i uniwersalne.
Realnie więc, płacimy kilkadziesiąt złotych co kwartał za wkład, a zyskujemy na kilku frontach: lepszy stan skóry, mniej sprzątania, mniej energii i mniej agresywnych chemikaliów. Często to właśnie woda decyduje o jakości skóry i włosów po prysznicu.
Zyski? Ochrona naszej skóry, mniej zabiegów pielęgnacyjnych, krótsze sprzątanie łazienki i mniejszy rachunek za energię. Czy to się opłaca? Wystarczy spróbować przez kilka tygodni i samemu ocenić różnicę. Zakręć kran, wkręć filtr i sprawdź, czy to będzie brakujący element Twojego domowego SPA.
Ułatwienia dostępu